W szpitalu zmiany są konieczne
Zdzisław Doliński od ponad roku czeka na wizytę u kardiologa. Jest po dwóch zawałach, ma założone stenty. Boi się o swoje życie. Gdy kilka dni temu przyszedł do szpitalnej rejestracji, niestety ponownie usłyszał, że zapisów do kardiologa już nie ma. Będą dopiero w czerwcu. – Czy mam położyć się na ulicy i umrzeć? – pyta zrozpaczony pacjent.
Takich dramatycznych sytuacji jest więcej. Brakuje specjalistów, skończyły się kontrakty – to przeważnie słyszą pacjenci. Tylko kogo to interesuje. Chorzy chcą mieć zapewnioną opiekę medyczną.
– Mam już dość wiecznych tłumaczeń premiera, dyrektorów szpitali i lekarzy. Płacimy na służbę zdrowia i zapewnienie nam opieki to podstawowy obowiązek. Przecież tak dalej nie może być. Od ponad roku staram się dostać do kardiologa. Miałem nadzieję, że na początku tego roku będą już zapisy do specjalisty. Znów usłyszałem odmowę. Mam przyjść w czerwcu. Do tego czasu mogę umrzeć. Nie powinienem się denerwować, ale jak w takiej sytuacji zachować spokój – pyta rozżalony Zdzisław Doliński.
Przy okienku rejestracji jest bardzo nerwowo. Do niektórych specjalistów trzeba czekać na wizyty miesiącami. Później kolejne oczekiwanie na upragniony zabieg. To może powodować frustrację i ewidentny strach o własne życie.
Agnieszka Dolińska, którą spotkaliśmy przy rejestracji razem z panem Zdzisławem, powiedziała nam, że do szpitala właśnie trafiła jej babcia.
– Ma problemy ze wzrokiem. Czeka na operację, ale właśnie dowiedziałam się, że do okulisty będą zapisy dopiero za miesiąc. Nie wiem co teraz mam zrobić, co powiedzieć babci? Naprawdę w dzisiejszych czasach na bezpłatną pomoc medyczną nie ma co liczyć. Chcesz się leczyć, to płać. Tylko nie wszyscy mają pieniądze – słyszymy od pani Agnieszki.
Teresa Szczotarska po raz kolejny przyszła do szpitala z nadzieją na wizytę u endokrynologa. Ustawiła się w długiej kolejce do rejestracji. Usłyszała, że pomocy medycznej na razie nie otrzyma.
– Nie wiadomo, kiedy przyjmie mnie endokrynolog. Usłyszałam, że mam przychodzić i się dowiadywać – mówi załamana pani Teresa.
Z kolei pani Iwona do endokrynologa próbuje dostać się od września ubiegłego roku.
– Jestem po operacji tarczycy, muszę brać lekarstwa, chodzić na regularne kontrole – słyszymy. – Tylko jak realizować to wszystko, gdy pacjenci zostali na lodzie.
Jak duże są nerwy przy okienku świadczy fakt, że panie z rejestracji chciały zakazać naszemu dziennikarzowi robienia zdjęć.
– Zaraz dzwonię do dyrektora – mówiła rejestratorka.
Dyrektor nie przyszedł. W tym dniu nie było go w pracy, podobnie zresztą jak jego zastępcy. Panowie zapewne odpoczywali jeszcze po sylwestrze.
Tekst i fot. (stop)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.