Taksówkarze się biją…
Kilka dni temu dwóch taksówkarzy pobiło się na postoju, przy ul. Szpitalnej. Dowiedzieliśmy się, że poszło o miejsce w cieniu, które zajął jeden z taksówkarzy. W środowisku nieporozumienia to niestety chleb powszedni. To dziwi, bowiem w mieście pozostało już tylko ośmiu taksówkarzy. Od lat trwa konflikt dotyczący korzystania z telefonu. Czy jest szansa, aby taksówkarze zaczęli współpracować?
O bijatyce na postoju poinformowali nas naoczni świadkowie. Pojechaliśmy na miejsce, ale taksówkarze nie byli zbyt rozmowni.
– Tak, było takie zdarzenie. Jeden z taksówkarzy stał w słońcu i zaczął trąbić na tego, który zajął miejsce w cieniu. Chciał, aby podjechał kawałek do przodu, aby i on mógł postawić auto w cieniu. Tamten jednak wyszedł i uderzył starszego taksówkarza – usłyszeliśmy.
Postanowiliśmy porozmawiać przy okazji o konflikcie dotyczącym telefonu. Tym bardziej, że niedawno w tej sprawie do magistratu napisał Henryk Ludwiczak, który jest taksówkarzem od ponad 50 lat.
– Cała ta sprawa z telefonem ciągnie się już od dawna. Chodzi o to, że inni taksówkarze nie pozwalają mi odbierać telefonu, który jest zainstalowany przy postoju. Nie otrzymałem kluczy do skrzynki w której się znajduje. Dlatego klienci, którzy dzwonią na ten stacjonarny numer i pytają o mnie, odprawiani są z kwitkiem. Moi „koledzy”, gdy słyszą, że ktoś zamawia Ludwiczaka po prostu informują, że nie ma mnie na postoju lub od razu odkładają słuchawkę – mówi pan Henryk.
H. Ludwiczak napisał do urzędu. Zapytał, dlaczego miasto godzi się na takie rzeczy, skoro telefon powinien być ogólnodostępny.
– W Łęczycy nie ma żadnej taksówkarskiej korporacji. Wszyscy taksówkarze powinni mieć dostęp do telefonu – argumentuje taksówkarz, któremu inni takie prawo odebrali.
Dlaczego tak się stało? O komentarz poprosiliśmy jednego z najstarszych taksówkarzy.
– Henio to mój kolega – zapewnia Józef Bednarski. – Gdyby to ode mnie zależało, to dałbym mu klucze do skrzynki z telefonem. Ale to nie takie proste, bo większość uważa, że postąpił kiedyś nie fair. Gdy zmienialiśmy numer postojowego telefonu były dwie grupy taksówkarzy i dwie telefoniczne budki. Henryk był w tej drugiej grupie i wówczas nie popierał decyzji o zmianie numeru telefonu. Dlatego taksówkarze nie mogą mu tego zapomnieć.
– To wcale nie o to chodzi – odpowiada Henryk Ludwiczak. – Niektórzy taksówkarze zazdroszczą mi tego, że mam dużo klientów. Tu chodzi przede wszystkim o kasę. Cały problem w tym, że walczą nieuczciwie.
(stop)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.