Sunia nie przeżyła… weterynarz nie odbierał telefonu

Dużo emocji towarzyszy dramatycznej sprawie dot. potrącenia owczarka niemieckiego w Siedlcu. Wypadek został opisany przez Zwierzoluby Łęczyca. Prozwierzęca organizacja krytykuje lekarza weterynarii, który – jak czytamy we wpisie na facebooku – nie odbierał telefonu przez kilka godzin. W tym czasie potrącony owczarek konał w męczarniach.
„Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, w przypadku zdarzenia drogowego to lekarz weterynarii, który ma podpisaną umowę z gminą, ma obowiązek udzielenia pomocy zwierzęciu.
Na miejscu świadkowie wraz z Policją podejmowali przez wiele godzin próby kontaktu zarówno z lekarzem wyznaczonym przez gminę, jak i z innymi klinikami. Niestety, w weekendy w małych miejscowościach dostęp do pomocy weterynaryjnej bywa bardzo utrudniony” – można przeczytać w informacji udostępnionej przez Zwierzoluby Łęczyca.
„Trzeba też zaznaczyć, że był to duży pies, w ogromnym stresie i bólu, więc nie można było przewidzieć jego reakcji – przenoszenie czy transportowanie na własną rękę mogło skończyć się dodatkowym cierpieniem zwierzęcia albo nawet pogryzieniem osób, które chciały pomóc.
Najważniejsze, że pies nie został pozostawiony sam sobie – dzięki obecności świadków i Policji był zabezpieczony i miał przy sobie osoby, które towarzyszyły mu do końca”.
Jak można przeczytać, lekarz weterynarii, z którym gmina ma podpisaną umowę, nie odbierał telefonu od dyżurnego Policji. Próby kontaktu trwały ponad 4 godziny!
„Po wielu telefonach i prośbach o pomoc – dopiero weterynarz z Kutna okazał serce i profesjonalizm, przyjeżdżając na miejsce. Nie wiemy, kim był sprawca potrącenia – odjechał z miejsca zdarzenia. Gdyby nie dwie cudowne kobiety, które zostały przy psiaku do końca, sunia konałaby w samotności i wielkich męczarniach. To właśnie one dały jej obecność i odrobinę ciepła w ostatnich godzinach życia”…
fot. facebook/Zwierzoluby Łęczyca
BRAK KOMENTARZY