Sąd znów odroczył. Spółdzielcy nie kryją oburzenia
Krystyna Lewandowska, która wytoczyła sprawę o pomówienie Konstancji Chodorowskiej, byłej wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Łęczycanka”, z gmachu sądu wychodziła mocno rozżalona. Liczyła, że w końcu sprawa szybko posunie się do przodu. Jednak ponownie oskarżona z powodu choroby nie przyszła na rozprawę a sąd uznał, że miała do tego prawo. – To kpina – mówiła pani Krystyna, tuż po decyzji przewodniczącej składu sędziowskiego.
Schemat sprawy Konstancji Chodorowskiej jest ostatnio bardzo przewidywalny. Co rozprawa, to zwolnienie. W poniedziałek sędzia odczytała orzeczenie biegłej medycyny sądowej z którego wynika, że była wiceszefowa „Łęczycanki” ma nadciśnienie tętnicze i… afektywne zmiany nastroju zagrażające bezpośrednio jej życiu.
– Mój Boże, gdy to usłyszałam, to też skoczyło mi ciśnienie – mówi K. Lewandowska. – Za każdym razem, gdy idę do sądu mam nagłe zmiany nastroju. Najpierw jest nadzieja a później sędzia szybko sprowadza mnie na ziemię. Najbardziej bulwersujące jest to, że ludzie codziennie widzą panią Chodorowską jak spaceruje lub jeździ autem po Łęczycy. Ja wszystko rozumiem. Raz można w ten sposób zignorować wymiar sprawiedliwości, ale żeby robić to za każdym razem, gdy jest dzień rozprawy. Poza tym nie rozumiem, dlaczego nasz sąd na to pozwala.
Kolejne badanie lekarskie Konstancji Chodorowskiej zostało wyznaczone za 3 miesiące. Sąd nie zgodził się na uzupełnienie opinii biegłej ws. choroby oskarżonej.
– Opinia ta jest jednoznaczna i konkretna – mówiła sędzia.
Sprawa o zniesławienie ciągnie się już ponad rok. Krystyna Lewandowska poczuła się urażona słowami byłej wiceprezes, która na walnym oskarżyła ją o sfałszowanie podpisów spółdzielców na liście o docieplenie bloku.
– Domagam się jedynie przeprosin. Nikt podpisów nie fałszował. Trzeba brać odpowiedzialność za słowa a nie jak tchórz unikać rozpraw – słyszymy od K. Lewandowskiej.
Tekst i fot. (stop)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.