HomeAktualnościRolnicy krytykują strażaków! Co się stało pod Łęczycą?

Rolnicy krytykują strażaków! Co się stało pod Łęczycą?

straż pożarna

Rolnicy z Krzepocina krytycznie wypowiadają się o wójcie gm. Łęczyca i strażakach z Łęczycy. Twierdzą, że nie uzyskali pomocy w momencie, gdy jej najbardziej potrzebowali. Do dziś wspominają dramatyczne chwile na drewnianym moście, który nie wytrzymał ciężaru ciągnika z przyczepą.

Przyczepa ze skoszoną trawą zaklinowała się w dziurze mostu. Było niebezpiecznie, bo ciężka przyczepa w pewnym monecie zaczynała przeważać ciągnik. Rodzina Pabjańczyków zadzwoniła najpierw do wójta.

– Jesteśmy mieszkańcami tej gminy. Z tytułu prowadzenia dużego gospodarstwa rolnego płacimy podatki. Myśleliśmy, że władza nie zostawi nas bez pomocy. Zarówno my, jak i okoliczni mieszkańcy, mieliśmy świadomość, że bez specjalistycznego sprzętu się nie obejdzie. Niestety, wójt nie mógł nam pomóc. Nie było go na miejscu. Wiadomo, sobota… czas wolny od pracy. W tej sytuacji zadzwoniliśmy na numer alarmowy, szybko przyjechali strażacy z OSP z Topoli Królewskiej i PSP z Łęczycy. Nasza nadzieja zgasła jednak bardzo szybko, kiedy usłyszeliśmy od strażaków, że nic tu nie zrobią. Potrzebny był dźwig. Usłyszeliśmy, że nie ma zagrożenia zdrowia i życia ludzi. Działania straży zostały przerwane. Najgorsza w tym wszystkim była bezsilność. Podejmowanie dyskusji ze strażakami było bezprzedmiotowe. Nie dość, że nie pomogli, to jeszcze nas obrażali, twierdząc, że my rolnicy dostajemy za dużo pieniędzy unijnych i kupujemy sprzęt, który jest za ciężki i za duży – wspomina wydarzenia z Dzierzbiętowa rolnik. – To takie przykre. Mój brat i ojciec jako już bardzo nieliczni prowadzimy duże gospodarstwo rolne. Pracujemy praktycznie cały czas, nie mamy wolnej soboty, ale to nasz wybór. Nie skarżymy się, ale nie chcemy być obrażani. Zawód rolnika jest takim samym zajęciem, jak wszystkie inne. Musieliśmy poradzić sobie sami. Pomogli nam ludzie, a właściciel pobliskiego zakładu wulkanizacyjnego pożyczył sprzęt. Walczyliśmy do pierwszej w nocy. Udało się wyjść z opresji, ale to tylko dzięki ludziom, instytucje nie pomogły. Sytuacja ta rodzi jeszcze jedną refleksję, z tego mostku korzystaliśmy wiele razy, bo to dość duży skrót w dojeździe do łąk. Nie było żadnego znaku informującego o ograniczeniu tonażu czy zakazie wjazdu. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tym razem nie wytrzyma ciężaru, wyglądał dość solidnie. Koszty działań szacujemy na kwotę ok. 5 tys. zł, ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Najbardziej przykre jest to, że ci, na których liczyliśmy, zawiedli.

O komentarz prosimy wójta Jacka Rogozińskiego.

– Prawdą jest, że sobotnie popołudnie to czas wolny, dla mnie też. Najważniejszy z tego jest jednak fakt, że nie było mnie na miejscu. Podjąłem działania prosząc przez telefon o pomoc mieszkańca gminy dysponującego odpowiednim sprzętem. Jednak przedsiębiorca, po dokonaniu oceny sytuacji na miejscu zdarzenia stwierdził, że nie może pomóc. Jako wójt gminy skonsultuję z prawnikiem sytuację możliwości udzielenia pomocy finansowej podmiotowi prywatnemu, chociażby w formie rekompensaty za poniesione koszty. Nie mam kompetencji do swobodnej dyspozycji środkami publicznymi, dlatego podczas najbliższej sesji zapytam radnych o zdanie i ewentualne wyrażenie zgody na zmiany w budżecie – wyjaśnia wójt gminy Łęczyca.

Jak się dowiedzieliśmy, rozżalenie rolnicy o zdarzeniu poinformowali wojewódzkiego komendanta PSP w Łodzi.

Co do powiedzenia miał oficer prasowy łęczyckiej straży, asp. Grzegorz Sobiński?

– Do tej pory nie wpłynęła żadna informacja od komendanta wojewódzkiego, w związku z tym nie toczy się aktualnie żadne postępowanie wyjaśniające. W sytuacji, kiedy pozyskamy informację w tej sprawie, komendant podejmie działania zmierzające do wyjaśnienia okoliczności tego przykrego zdarzenia – usłyszeliśmy.

UDOSTĘPNIJ:
7-letnia dziewczynka
Łęczycka majówka
1 COMMENT
  • Rafi / 26 maja 2023

    Na rzece Bzura już dawno zdemontowali 3 mosty i teraz rolnicy muszą nadrabiać kilka kilometrów by dojechać do łąki. Decydenci ….