HomeAktualności„Niewiele pamiętam z tego dnia” – powiedział nam rolnik. Co stało się pod Grabowem?

„Niewiele pamiętam z tego dnia” – powiedział nam rolnik. Co stało się pod Grabowem?

ciągnik wypadek

W Sławęcinie pod Grabowem 59-letni gospodarz został dociśnięty do ściany budynku gospodarczego przez ładowacz ciągnikowy. Sprawcą tego dramatycznego zdarzenia był syn poszkodowanego. Na szczęście, rolnik wyszedł z tego praktycznie bez szwanku.

Rozmawialiśmy z 59-latkiem.

– Przyznam, że niewiele pamiętam. Czułem ogromny ból na wysokości krtani. Chyba nie mogłem oddychać. Ocknąłem się, gdy już leciałem. Nie wiedziałem, czy to helikopter, czy samolot. W każdym razie bardzo trzęsło. No i później szpital…

Do rozmowy włącza się żona poszkodowanego.

–  Dzisiaj już się uśmiechamy, ale było źle. Wszyscy bardzo się obawialiśmy o życie męża.

Policja przysłała redakcji opis zdarzenia.

„Na terenie posesji, podczas prac gospodarskich, 30-latek ciągnikiem docisnął 59-latka do drzwi budynku. Mężczyzna z urazem klatki piersiowej został przetransportowany do jednego z łódzkich szpitali, który opuścił jeszcze tego samego dnia. Wszystko wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy wypadek. Dlatego apelujemy o rozwagę i szczególną ostrożność podczas wykonywania wszelkich prac gospodarskich. Pamiętajmy, że chwila nieuwagi, niezachowanie podstawowych zasad bezpieczeństwa, zmęczenie, a także rutyna mogą doprowadzić do tragicznych w skutkach wypadków”.

Tym razem, na szczęście dla poszkodowanego, nie doszło do tragedii. W ocenie sąsiadów sytuacja wyglądała bardzo źle.

–   Karetka z łęczyckiego szpitala przyjechała bardzo szybko i najprawdopodobniej po oględzinach podjęto decyzję o wezwaniu śmigłowca LPR – mówi jeden z sąsiadów, członek miejscowej jednostki OSP.

Potwierdza to st. asp. Grzegorz Sobiński, oficer prasowy KP PSP w Łęczycy.

–  Na miejsce wypadku zadysponowano 5 jednostek, 3 zastępy z PSP i 2 jednostki z KSRG z Grabowa i Starej Sobótki. Zabezpieczaliśmy lądowisko dla śmigłowca LPR.

Mieszkańcy wsi Sławęcin do tej pory zastanawiają się, dlaczego do wypadku nie wezwano jednostki OSP, której baza jest w odległości zaledwie 200 metrów od miejsca zdarzenia.

–  Przecież to dziwne. Nasi druhowie mogliby na pieszo szybciej być przy wypadku. Nie znam się na tym za bardzo, ale też mają sprzęt. Niedawno dostali samochód bojowy i po co? –  zastanawia się jedna z kobiet.

Sprawę zgłosiliśmy do Komendy Wojewódzkiej  PSP w Łodzi. „Analizujemy ten wypadek, niemniej wymaga to czasu. Deklarujemy nadesłanie odpowiedzi w jak najszybszym możliwym terminie” – informuje komenda.

UDOSTĘPNIJ:
Ponad 11 kilogramów
To dzicz! - mówią
BRAK KOMENTARZY

ZOSTAW KOMENTARZ