Koty poróżniły sąsiadów
W bloku przy ul. Bitwy nad Bzurą spokojnie nie jest. Mieszkańcy są skonfliktowani. Kością niezgody są dzikie koty. Niektórzy lokatorzy chcą, by mruczki miały swoje budy pod blokiem, inni natomiast sprzeciwiają się takiej pomocy. Negatywnie o kotach wypowiadają się głównie rodzice dzieci, które bawią się w pobliskiej piaskownicy – odwiedzanej też przez koty. Piaskownica nie jest ogrodzona.
Katarzyna Dunlevy twierdzi, że z powodu osiedlowych kotów, jej roczne dziecko niedawno się rozchorowało.
– Jestem pewna, że dziecko dostało silnego rozwolnienia właśnie przez te koty, które załatwiają się w piaskownicy – mówi pani Katarzyna. – Wiele razy rozmawiałam z sąsiadką, która przy bloku postawiła budy dla kotów, że tak nie można. Nie jestem przeciwniczką kotów, też kocham zwierzęta. Ale trzeba zrozumieć, że dzikie koty stanowią ogromne zagrożenie dla naszych dzieci. Gołym okiem widać, że koty są chore. Roznoszą różne choroby.
Podobnego zdania jest też Agnieszka Michalak, mama prawie rocznego chłopca.
– Najgorsze jest to, że koty tak szybko się rozmnażają. Moim zdaniem wystarczyłoby je wysterylizować. Być może wtedy – oczywiście przy ogrodzonej piaskownicy – nie trzeba by wcale likwidować tych budek. Przyznaję, że koty są chore. Mają zaropiałe oczka, ciągle kichają, wychodzi im sierść.
Ewa Rydczak, miłośniczka kotów, ma na ten temat zupełnie inne zdanie.
– Koty nie są chore. Dbam o nie. Od czasu do czasu wrzucam im do pożywienia aspirynę. Poza tym stale współpracuję z zaprzyjaźnionym weterynarzem. Nie rozumiem czemu niektórym lokatorom koty przeszkadzają. To nie moja wina, że piaskownica nie została ogrodzona. To teren spółdzielni mieszkaniowej „Łęczycanka” i oni powinni zadbać o takie sprawy. Jest mi bardzo ciężko, bo w pomoc kotom wkładam całe swoje serce a dla niektórych moich sąsiadów stałam się wrogiem.
Przy bloku w pobliżu zalewu miejskiego stoi kilka budek dla kotów. Obok nich w miskach jest woda, mleko i pożywienie. To niektórym przeszkadza.
– Tuż pod blokami gniją resztki pożywienia. Śmierdzi, tak nie powinno być – uważa Robert Ochelski. – O likwidację tych budek walczymy już kilka lat. W walkę zaangażowała się również nasza radna, która też mieszka w tym bloku. Jak na razie nie ma niestety żadnych efektów. Nasza cierpliwość pomału się kończy. Jak będzie trzeba, to rozpoczniemy zbieranie podpisów pod petycją o usunięcie bud dla kotów.
Tekst i fot. (stop)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.