DRAMAT W ŁĘCZYCY. ZGINĄŁ 2,5- LETNI CHŁOPIEC
Nikt nie może uwierzyć w to, co się stało. Rodzina jest w szoku, a sąsiedzi z niedowierzaniem wspominają sobotnie wydarzenia. – To ogromna tragedia nie tylko dla rodziny Piotrusia, choć przede wszystkim, ale też dla sprawcy i jego bliskich – mówią łęczycanie. Jak dalej żyć po stracie jedynego, ukochanego synka?
Nieszczęśliwy wypadek to chyba niewystarczające określenie dla wydarzenia, które miało miejsce w sobotę na podwórku przy ulicy Sienkiewicza. Doszło tam do tragedii, która na zawsze zmieni życie wielu osób. Piotruś bawił się z innymi dziećmi na podwórku kamienicy, w której mieszka jego babcia. Był pod ciągłą opieką swojej mamy i jej brata oraz sąsiadki. Syn jednej z mieszkanek kamienicy śmiertelnie potrącił 2,5-latka.
– Nikt nie jest w stanie zrozumieć, jaką przeżywamy tragedię. Piotruś był naszym aniołkiem, naszym skarbem, naszym ukochanym maleństwem. Teraz nie będzie go już wśród nas. Pozostawił po sobie niewyobrażalna pustkę w naszych sercach – usłyszeliśmy od Agaty Karpiak, babci chłopca. – Wyobraźcie sobie, co czuje 22- letnia matka i bezgranicznie oddany dziecku ojciec w takiej chwili. Przed nimi jeszcze całe życie. Jak sobie poradzą po takiej tragedii? Nie jestem w stanie zrozumieć słów krytyki, które padają pod adresem mojej córki. Wszyscy pytają: gdzie była w tym czasie matka? Matka była tuż przy dziecku, które grzecznie bawiło się na podwórku wraz z kolegami i koleżankami – opowiada babcia Piotrusia. – Skąd w ludziach tyle nienawiści? Lepiej okazać trochę empatii i przynajmniej spróbować wyobrazić siebie, co my przeżywamy.
Rodzina i sąsiedzi zgodnie przyznają, że podwórko wewnątrz kamienicy było bezpiecznym miejscem do zabawy.
-W naszej kamienicy jest bardzo dużo dzieci. Obecnie moje wnuki wychowują się tutaj i nigdy nie doszło do żadnego wypadku. Na terenie są trzy garaże, ale mieszkańcy bardzo rzadko z nich korzystają, a ci którzy wjeżdżają w podwórko zawsze robią to powoli i ostrożnie wiedząc, że bawią się tutaj dzieci – wyjaśnia Bożena Wróblewska, sąsiadka. – Ania, mama Piotrusia, jest wspaniałą, ciepła i wyjątkowo opiekuńczą osobą. Wszystko oddałaby synkowi i kochała go bezgranicznie, był jej oczkiem w głowie. Chłopczyk był zawsze zadbany, radosny i ciekawy świata. Zawsze, gdy przyjeżdżali do pani Agaty, Piotruś bawił się z moimi wnukami. Niech ludzie skończą z tymi komentarzami, bo rodzice Piotrusia przeżywają teraz ogromna tragedię i będą ją pamiętać do końca życia. W takich chwilach potrzebna jest pomoc i zrozumienie.
Na pomoc sąsiadów rodzina chłopca z pewnością może liczyć. Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, darzą ich ogromną sympatią i zaoferowali rodzinie pomoc.
– Moi synowie wychowywali się razem z Anią, mamą Piotrusia. Wszyscy są w mniej więcej zbliżonym wieku. Nie mogę powiedzieć, że wiem co czuje Ania, ale mogę się domyślać, bo mój syn kiedyś został potrącony przez samochód. Teraz potrzebne jest wsparcie dla całej tej rodziny. Wszystko stało się bardzo szybko. Usłyszałam coś i wybiegłam na podwórko. Ania krzyczała, żeby dzwonić po karetkę. Z początku nawet nie wiedziałam do kogo mam wzywać pogotowie. Zamiast roznosić plotki i oskarżać kogokolwiek, lepiej żeby ludzie pomodlili się za duszę Piotrusia. Z uwagi na pamięć o nim, powstrzymajmy się od złośliwości – apelowała Agnieszka Starzyńska, mieszkanka w kamienicy, przy której doszło do tragedii. – Pamiętajmy również o sprawcy. On też nie zapomni tego zdarzenia do końca życia. Jest dobrym człowiekiem, mieszkał w tej kamienicy, a teraz przyjeżdża tu do matki. To pomocny mężczyzna, zżyty z rodziną.
Udało nam się porozmawiać z siostrą mężczyzny. Nie chciała jednak komentować tego, co zaszło. Również przeżywa śmierć chłopca i czeka na wyjaśnienia prokuratury.
– Pomimo długiej reanimacji, która została podjęta zaraz po przybyciu karetki i trwała podczas transportu chłopca do szpitala oraz jeszcze w szpitalu, nie udało się go uratować – poinformował lekarz dyżurny SOR w Łęczycy. – Na miejscu była jednak karetka oraz jeden zespół LPR z Łodzi. Podjęto jednak decyzję, że dziecko zostanie przewiezione do szpitala karetką.
Na miejscu byli także strażacy oraz policjanci, którzy ustalają jak doszło do tragedii.
– Mieliśmy już jechać do domu, chciałam zacząć pakować rzeczy do samochodu. Piotruś bawił się z innymi dziećmi zabawkową gitarą. Byłam może 5 metrów dalej. To stało się w ułamku sekundy. Podbiegłam natychmiast do samochodu sąsiada i wyciągałam synka spod przedniego zderzaka samochodu widząc jego zakrwawioną główkę. Krzyczałam do sąsiadki, żeby wzywała pogotowie – opisuje dramat Anna Grzyb, mama Piotrusia. – Straciliśmy naszego jedynego syneczka, jak mamy sobie teraz z tym poradzić. Był naszym kochanym aniołkiem. Grzecznym i rozważnym. Nigdy się nie oddalił, gdy widział jadący samochód zachowywał ostrożność, bo tego go nauczyliśmy. Kochał wszelkie pojazdy, w tym najbardziej samochody… i przez samochód zginął – opowiada ze łzami w oczach mama chłopczyka. – W nocy po śmierci Piortuś przyszedł do nas wszystkich. Do wszystkich z rodziny, żeby się pożegnać. Nawet córka sąsiadów, która się z nim bawiła, powiedziała nam, że śnił jej się nasz mały Piotruś. Nigdy nie zapomnę ostatniego słowa synka, gdy jeszcze żył. W karetce ostatkiem sił powiedział „mama”.
Małgorzata Robaszkiewicz
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.