Jeszcze długo komentowane będzie zdarzenie sprzed tygodnia, kiedy to w nocy z niedzieli na poniedziałek 37-letni Robert W. wtargnął do ciepłowni miejskiej, sterroryzował siekierą pracownika i podpalił obiekt. Na wierzch wyszły nowe fakty. Przybywa osób, które są przekonane, że agresor nie jest szaleńcem a jego działanie było wynikiem niesprawiedliwej decyzji prezesa Ozorkowskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego. Jak było naprawdę?
Jeden człowiek napędził ogromnego strachu wielu mieszkańcom. Straszył ludzi, że jest snajperem i wszystkich pozabija. Niedawno odwiedzał sklepy i punkty handlowe w centrum miasta. Był także w bankach. Wszędzie zachowywał się tak samo: był agresywny i – jak nam powiedzieli nasi rozmówcy – miał w oczach szaleństwo.
O snajperze mówi się w centrum miasta. W sklepach zapanował strach. W niektórych placówkach zamontowane zostały dzwonki, bo sprzedawcy po zmroku zamykają drzwi na klucz.
Po przerwie wznowiony został handel na targowisku miejskim przy ul. Starzyńskiego, które przez kilka ostatnich miesięcy było remontowane. Na placu postawiona została wiata pod którą rolnicy sprzedają swoje płody rolne. Handel na zmodernizowanym targu rozpoczął się w ubiegły piątek. Zadaszenie na pewno się przydało, bo w tym dniu padał deszcz.
Zbigniew Wojtera musiał pożegnać się ze stanowiskiem wójta po wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który nie uznał jego argumentacji w głośnej już sprawie sprzed trzech lat o strzelanie do dzików. Sporna kwestia była analizowana przez poszczególne sądy, jednak finał sprawy jest już ostateczny. Wielu mieszkańców jest zaskoczonych decyzją sądu wojewódzkiego. – Przecież tyle zrobił dla naszej gminy. To nie jest sprawiedliwe – uważa jedna z naszych Czytelniczek.
Pozostawiona torba przy bloku na ul. Lotniczej – naprzeciwko basenu Wodnik, wzbudziła podejrzenia mieszkańców. Być może nikt aż tak bardzo nie przejąłby się torbą, gdyby nie jedno. W tym samym dniu podpalona została miejska ciepłownia. Mieszkańcy byli pewni tego, że w mieście pojawił się terrorysta.
– Baliśmy się, że blok wyleci w powietrze – mówi jedna z lokatorek. – Od rana w mieście mówiło się o ataku na naszą ciepłownię i dlatego mieszkańcy nabrali tak dużych podejrzeń co do tej torby. Zadzwoniliśmy na policję.
W ubiegłym tygodniu do redakcji zadzwoniła jedna z matek malucha z przedszkola nr 1. Usłyszeliśmy, że nerwowe przedszkolanki krzyczą, straszą i szarpią dzieci. – Najgorsza jest Anna W. (nazwisko do wiadomości red.) – twierdzi nasza rozmówczyni.
– Dziecko powiedziało w domu, że pani krzyczała na nie i szarpała. Rozmawiałam z innymi rodzicami i niektórzy potwierdzili, że ta przedszkolanka także w nieodpowiedni sposób obchodziła się z ich dziećmi. Przecież przedszkole powinno być miejscem w którym dziecko czuje się bezpiecznie i nie ma żadnych stresów – usłyszeliśmy.
Z dużym zainteresowaniem spotkał się nasz ubiegłotygodniowy tekst, w którym opisaliśmy urzędników miejscowego magistratu oraz starostwa nadal pracujących pomimo nabytych uprawnień emerytalnych. W tej sprawie odebraliśmy w redakcji wiele telefonów, strumieniem płynęły też mejle od osób zbulwersowanych postawą urzędników.
Publikujemy jeden z mejli:
Choć trudno w to uwierzyć, w każdy poniedziałek do rejestracji w przychodni miejskiej przy ul. Wigury ustawiają się kolejki pacjentów już od godziny 2 w nocy. Rejestracja czynna jest dopiero od godziny 7 rano. Starsi i schorowani ludzie przypłacają nocne stanie w kolejce przed budynkiem jeszcze większym uszczerbkiem na zdrowiu.
W tej sprawie do redakcji zadzwonił zbulwersowany Henryk Zdończyk, który od lekarza rodzinnego otrzymał niedawno skierowanie do ortopedy. Pan Henryk przed wizytą w przychodni zasięgnął języka wśród znajomych.
Jan Chucki, prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej oraz Marek Stasiak, szef Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej będą musieli zacisnąć pasa. Ich wynagrodzenia mają zostać obniżone średnio o 15 procent. To niewiele, zważywszy na to, że nawet po „cięciach” pensje do niskich należeć nie będą i przekroczą 10 tys. złotych.
Do tej pory wynagrodzenia prezesów spółek komunalnych były ustalane w drodze decyzji (uchwały) rad nadzorczych tych spółek, przy czym w przypadku spółki PGKiM była to 4-krotność, a w przypadku spółki PEC – 3-krotność średniego wynagrodzenia pracowników spółki. W praktyce oznaczało to wzrost pensji prezesów za każdym razem, gdy podwyżkę otrzymywali szeregowi pracownicy.