Upadłość zakładu. Niemiecki dyrektor rozmawiać nie chce…
Z uśmiechem na ustach dyrektor zakładu Knȕppel poinformował, że nie będzie rozmawiał z naszym dziennikarzem. Pracownicy zakładu miny – w odróżnieniu od szefa firmy – mieli posępne. I nie ma się im co dziwić. Niektórzy przepracowali w zakładzie kilka ładnych lat. Nie mogą zrozumieć, czemu tak dobrze jeszcze niedawno prosperująca firma zwija żagle.
Stało się. Zakład Knȕppel funkcjonujący ostatnio przy ul. Prostej a wcześniej przy ul. Łęczyckiej zaprzestaje produkcji pokrowców na samochody. Działał będzie jedynie do końca tego miesiąca.
– Pracowników zostało około 20 – słyszymy od ludzi kończących zmianę. – Kiedyś w zakładzie pracowała ponad setka pracowników. Kłopoty zaczęły się w ubiegłym roku. Zaczęły się zwolnienia osób, które miały etaty. W zakładzie zostali ludzie pracujący jedynie na umowach zlecenie.
– Pracujemy za grosze – słyszymy od pani w średnim wieku. – Nie wiemy dlaczego zakład zaprzestaje produkcji. Oczywiście dyrektor nie tłumaczy się również z redukcji i zmniejszania pensji. Udaje, że nie rozumie polskiego. Ale wszyscy wiemy, że w ciągu tych kilku lat opanował podstawowe słowa i na pewno rozumie co się do niego mówi.
Próbowaliśmy porozmawiać z niemieckim dyrektorem. Uśmiechnął się, przeczącym ruchem głowy dał do zrozumienia, że nic nie powie.
Od pracowników dowiadujemy się, że rozpoczęły się rozmowy z dyrekcją zakładu ws. odszkodowań.
– Nie jest łatwo, bo pracownicy bez etatów mają ograniczone pole manewru. Mamy nadzieję, że dyrekcja zrozumie w jak ciężkiej sytuacji się znaleźliśmy. O pracę jest teraz bardzo trudno – usłyszeliśmy.
Dlaczego zakład upadł? Jedna z niepotwierdzonych informacji głosi, że dyrekcja zdecydowała się przenieść firmę na Ukrainę, gdzie koszty produkcji są znacznie mniejsze. Drugi rzekomy powód zamknięcia zakładu, to brak kontraktu z odbiorcą pokrowców, który do tej pory współpracował z Knȕppel w Ozorkowie.
tekst i fot. (stop)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.