Tuż przy bloku wylądował śmigłowiec

 – Naprawdę byłam zdziwiona widokiem śmigłowca. Wylądował na skarpie blisko bloku. Wyszliśmy z innymi lokatorami przed blok. Wszyscy byli ciekawi, co się stało – wspomina sobotnie popołudnie Halina Mikołajczyk. 
 Takiego ożywienia na osiedlu już dawno nie było. Na równe nogi postawiły mieszkańców syreny strażaków i pogotowia ratunkowego.
 – Z rozmowy z lekarzem z lotniczego pogotowia dowiedziałam się, że jeden z mieszkańców osiedla miał rozległy zawał – dodaje Jadwiga Piechura. – Ludzie zaczęli rozmawiać między sobą, że na pewno karetka się spóźniała i trzeba było wzywać śmigłowiec.
 Faktycznie w Ozorkowie od jakiegoś czasu jest tylko jedna karetka pogotowia ratunkowego. Czy jednak w tym przypadku wzywany na miejsce ambulans spóźniał się z przyjazdem?
 – Karetka przyjechała pierwsza i to dość szybko – zapewnia H. Mikołajczyk.
 Jak się dowiedzieliśmy akcja ratunkowa trwała ponad godzinę. Niestety nie zakończyła się pozytywnie.
 – Lekarze z karetki, którzy byli pierwsi na miejscu, zaczęli reanimować męża. Doszli do wniosku, że w takim stanie nie można go przewieźć do szpitala karetką. Dlatego wezwali śmigłowiec, aby było szybciej i bez wstrząsów na dziurawych drogach. Pomimo reanimacji mąż umarł. Ale nie mam żadnych pretensji do medyków, zrobili co mogli – słyszymy od żony zmarłego.
 Mieszkańcy z którymi rozmawialiśmy do dziś komentują akcję na osiedlu w którą zaangażowanych było aż tak wiele służb.
 – Bardzo dobrze, że w tej niedawnej sytuacji pierwsza przyjechała karetka. Jednak w wielu przypadkach na karetkę czeka się długo. W Ozorkowie powinny być dwie karetki. Stworzenie nocnej opieki medycznej nie załatwia problemu – mówi jedna z mieszkanek osiedla przy ul. Zachodniej.
 tekst i fot. (stop)







BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.