Śmierdzący problem na osiedlu „Spokojnej starości”
Lokatorzy jednego z bloków przy ul. Pogodnej poprosili o pomoc gazetę w dość nieprzyjemnej sprawie. Mieszkańcy żalą się na sąsiadkę, która – jak usłyszeliśmy – zakopuje własne fekalia w rabatce blisko bloku. Ma również wylewać mocz przez balkon.
– Jesteśmy bezsilni. Wielokrotnie próbowaliśmy rozmawiać z sąsiadką o problemie, ale nic to nie daje. Wręcz przeciwnie. Jest coraz gorzej – usłyszeliśmy.
Osiedle, które z założenia powinno być oazą spokoju, stało się miejscem wzajemnych kłótni i oskarżeń. Mieszkańcy nie wyobrażają sobie porozumienia z kłopotliwą staruszką.
– Mamy już jej dosyć. Są jakieś granice. Nieraz smród jest taki, że okna nie można otworzyć – mówi Zofia Bakalarz.
Negatywna opinia pani Zofii nie jest odosobniona. Wszyscy lokatorzy, z którymi rozmawialiśmy, bardzo krytycznie oceniają zachowanie sąsiadki.
– Jeśli ktoś ma coś z głową, to nie powinien mieszkać wśród ludzi. A wszystko wskazuje na to, że ta osoba ma nierówno pod sufitem. No bo jak można wkładać własne odchody do pudełka po mleku, a później zakopywać tuż pod oknami? – pyta oburzony Marian Wesołowski, kolejny lokator bloku przy ul. Pogodnej.
Maria Walencikiewicz dodaje, że oprócz odchodów sąsiadka wylewa również mocz przez balkon. Choć trudno uwierzyć, to nie koniec listy oskarżeń.
– Na klatce schodowej ściąga specjalnie mój dywanik, który położyłam aby było ładniej. Gdy zwróci się jej uwagę, to nam ubliża – słyszymy od pani Marii.
87-letnia Józefa Sass odpiera zarzuty.
– Nie trzymam z nimi, bo to podli ludzie. Wychowałam się na wsi, jestem szczera. Dokuczają mi i wymyślają różne kłamstwa na mój temat. Owszem, użyźniam ziemię. Ale do pudełka po mleku wkładam skorupki jajek, odpadki warzyw lub namoczony chleb. Nie wylewam przez balkon moczu. Ja już nie mogę tutaj żyć. Nie mam spokoju. Jestem schorowana, po dwóch zawałach. Nie wiem, jak dalej będzie. Chcę już umrzeć…
Słowa pani Józefy nie zrobiły na mieszkańcach wrażenia.
– To dobra aktorka – usłyszeliśmy.
M. Wesołowski wykopał z ziemi pudełko po mleku.
– Proszę spojrzeć. Czy widzi pan tu jakieś skorupki? – zapytał reportera. – Wiadomo, czym śmierdzi.
Piotr Piętka, prezes spółdzielni mieszkaniowej, twierdzi, że o problemie dowiedział się kilka dni temu.
– Lokatorzy nie informowali mnie wcześniej o sąsiadce z którą mają dość specyficzny kłopot. Oczywiście dołożę wszelkich starań, aby wyjaśnić sprawę – usłyszeliśmy.
tekst i fot. (stop)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.