Śmiercionośna „Biała dama”
Bezbarwny denaturat zwany przez niektórych „Białą damą” zabił w Leśmierzu 40-latka. Czy tej śmierci można było zapobiec? Z pewnością tak. Wystarczyło jedynie trochę zdrowego rozsądku. Jak się dowiedzieliśmy koledzy pili denaturat bez przerwy przez trzy dni. Nad ranem w niedzielę jeden z nich przypłacił to życiem.
Szare i odrapane kamienice wzdłuż głównej ulicy w Leśmierzu z pewnością nie napawają optymizmem. W jednej z nich mieszkał Arkadiusz M. (nazwisko znane redakcji). Był sam, bez pracy. Sąsiedzi wspominają go dobrze.
– Nie był typem awanturnika, tylko że lubił sobie wypić – słyszymy od pani Ireny, sąsiadki zmarłego lokatora. – Z tego co wiem, to libacja nie była w naszym budynku. Pili u „Budzyka”.
Krzysztof Budzyński, zwany „Budzykiem”, opowiedział nam, co stało się tamtego feralnego, niedzielnego poranka.
– Arek miał ksywkę „Myszka”, to od jego nazwiska. Przyjaźniliśmy się od czasów szkolnych. Później razem chodziliśmy do pracy, do cukrowni. Gdy cukrownia upadła zaczęły się problemy. Zaczęliśmy pić a że nie ma pieniędzy kupowało się denaturat. Sporo tego poszło. Piliśmy w moim garażu. Mam tam wersalkę. Nad ranem musiałem na chwilę pójść do mieszkania, kiedy wróciłem Arek leżał już na betonie – mówi K. Budzyński.
Po policję zadzwonił pan Włodzimierz, sąsiad Krzysztofa Budzyńskiego.
– Zaniepokoiłem się, gdy zobaczyłem leżącego bez ruchu człowieka – słyszymy. – Policja przyjechała dość szybko, na karetkę trzeba było trochę poczekać. Niestety lekarz niewiele już mógł zrobić. Najprawdopodobniej doszło do zatrucia organizmu. Zlecona została sekcja zwłok.
Czy ten dramat wpłynie na zmianę stylu życia uzależnionego od denaturatu pana Krzysztofa?
– Będzie trudno – nie ukrywa amator „Białej damy”. – Ale postaram się nie pić. Na pewno będę na pogrzebie Arka. W końcu byłem jego najlepszym kumplem.
tekst i fot. (stop)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.