Rusza proces podpalacza
Co kierowało 38-letnim Robertem W., który pod koniec ubiegłego roku podpalił ciepłownię? W najbliższy czwartek, po raz pierwszy przed sędziowskim składem, podpalacz będzie mógł mówić o powodach swojego zachowania. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Wcześniej nie doszło do porozumienia pomiędzy stronami, czyli oskarżycielem i obrońcą. 30 września w sądzie w Zgierzu zawarty miał zostać kompromis w myśl art. 355 kpk (skazanie bez rozprawy). Robert W. poszedłby za kratki na 3 lata i 2 miesiące. Dodatkowo miałby zapłacić 100 tysięcy zł odszkodowania za poniesione straty związane z pożarem.
– Porozumienia nie ma, więc 23 października odbędzie się rozprawa – informuje Małgorzata Rembowska, wiceprezes Sądu Rejonowego w Zgierzu. – Oskarżony przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale odmówił wyjaśnień. Na początku tego miesiąca jego obrońca zwrócił się z wnioskiem o przeprowadzenie przez psychologa i neurologa kolejnych badań oskarżonego.
Warto dodać, że w toku postępowania przygotowawczego, Robert W. mówił policjantom i prokuraturze o powodach swoich czynów. Wtedy tłumaczył podpalenie – jego zdaniem – niesprawiedliwym zwolnieniem z ciepłowni w której pracował prawie 20 lat.
– Sprawa wpłynęła do nas 18 listopada ub. roku. Śledztwo zakończone aktem oskarżenia trwało do 13 czerwca – mówi Jolanta Wódka, szefowa zgierskiej prokuratury.
– Sprawa jest poważna, nie tylko z powodu dużych strat materialnych po pożarze, ale również w związku z zagrożeniem życia pracownika ozorkowskiej ciepłowni dodaje – Joanna Łakomska – Grzelak, prezes sądu w Zgierzu.
Przypomnijmy, że 38-letni Robert W. wtargnął w nocy do ciepłowni miejskiej, sterroryzował siekierą pracownika i podpalił obiekt. Podczas pierwszych przesłuchań mówił o załamaniu psychicznym, które miało być wynikiem zwolnienia i oskarżenia o kradzież.
Robert W. przez ponad 15 lat był strażakiem w miejscowej OSP. To właśnie z remizy strażackiej przy ul. Kościuszki 38-latek, który posiadał klucze, wziął w nocy siekierę, toporek i kanister benzyny, którą oblał później urządzenia sterujące kotłami centralnego ogrzewania.
Najbliższa rodzina i przyjaciele tak mówili wówczas „Reporterowi” o bulwersującej sprawie.
– Jesteśmy tym wszystkim bardzo zbulwersowani, bo w mediach określa się Roberta złodziejem, pijakiem i szaleńcem. Nie było tak, że Robert związał pracownika ciepłowni. Pracownik uciekł, gdy zobaczył Roberta z siekierą, którą niszczył urządzenia. Robert nie chciał mu zrobić krzywdy – usłyszeliśmy.
Elżbieta i Ryszard W. od samego początku starali się, aby ich syn został zwolniony z aresztu w Łodzi. Chcieli, aby był pod dozorem policji. Nie udało się. Niedawną decyzją areszt został przedłużony do 18 listopada.
tekst i fot. (stop)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.