Pętla śmierci!
Dlaczego Adrian odebrał sobie życie?
To pytanie zadają sobie do dziś członkowie rodziny i przyjaciele zmarłego Adriana K. Co doprowadziło młodego mężczyznę do tak dramatycznej decyzji? W to, co się wydarzyło na poddaszu jednej z kamienic przy ul. Poznańskiej w Łęczycy wciąż ciężko uwierzyć.
Nic nie zapowiadało tragedii. To był dzień jak każdy inny. Ciocia młodego chłopaka, z którą mieszkał, była w pracy. Adrian zaprowadził jej dzieci do sąsiadów, w mieszkaniu był sam. Słuchał muzyki, odpisywał znajomym na sms-y.
– Nasz tata tego dnia był u Adriana. Nie zauważył nic niepokojącego. Brat cioteczny zachowywał się zupełnie normalnie, słuchał muzyki był pogodny. Z tego co wiem, to chyba nie miał dziewczyny, więc zawód miłosny nie wchodzi w grę. To, że powiesił się akurat w walentynki, to chyba zbieg okoliczności. Nigdy wcześniej o samobójstwie nie myślał, a przynajmniej nie mówił. Nie wiemy nic o jakichkolwiek jego problemach, był spokojny, czasami nas odwiedzał – usłyszeliśmy od Sebastiana i Dawida, braci ciotecznych zmarłego.
22-latka w mieszkaniu znalazła ciotka, po tym, jak w niedzielny wieczór wróciła z pracy. Nie mogła dostać się do środka, drzwi były zamknięte a klucz zostawiony w drzwiach.
– Pukałam, ale Adrian mi nie otwierał. Musiałam wybić dziurę w drzwiach, żeby móc wejść do środka – mówi ciocia 22-latka. – Gdy weszłam, zobaczyłam go. Powiesił się na pasku od spodni w kuchni na górnej szafce…
Z korytarza wchodzi się prosto do kuchni, więc kobieta pierwsze, co zobaczyła po dostaniu się do mieszkania, to wiszące ciało Adriana K. Ten, kto nie przeżył podobnych wydarzeń, nie zrozumie, co w tym czasie czuła ciocia chłopaka.
– Był tylko 5 lat ode mnie młodszy, ale traktowałam go jak syna. Sama mam dwoje dzieci w wieku 7 i 9 lat. Mieszkał ze mną, pomagał mi, zajmował się moimi dziećmi. Dlatego nie mieszkał z mamą i siostrą. Zawsze mieliśmy bardzo dobry kontakt, dużo rozmawialiśmy, choć ostatnio, był bardziej skryty. Nic jednak nie sugerowało, że ma jakiekolwiek problemy – podkreśla kobieta. – Nie mamy pojęcia, dlaczego Adrian odebrał sobie życie.
Młody mężczyzna nie zostawił listu pożegnalnego ani żadnej wiadomości. Na pogrzeb, który odbył się w piątek, oprócz rodziny przyszło mnóstwo młodych ludzi, znajomych zmarłego. Oni też nie mogą uwierzyć w samobójstwo ich kolegi.
(ms)
Horror na Żwirki i Maszkowskiej
Mieli przed sobą całe życie. 22-latek z ul. Żwirki powiesił się na sznurowadle w podwórkowej ubikacji. 24-letnia dziewczyna z Maszkowskiej również popełniła samobójstwo wieszając się blisko swojego domu.
Damian obchodziłby za miesiąc swoje urodziny. Zamiast radości, jest rozpacz i brak odpowiedzi na pytanie, dlaczego?
Rzeczywistość lokatorów z tzw. baraków, przy ul. Żwirki, nie jest kolorowa. Tu razem z matką i młodszym bratem mieszkał od kilku lat Damian. Nie miał pracy, był schorowany.
– Chłopak miał problem z chodzeniem z powodu urazu stawu biodrowego. Wiem, że niedługo czekała go operacja – słyszymy od jednej z lokatorek domu socjalnego. – Nie wydaje mi się jednak, aby to był powód samobójstwa. Nie widziałam go z dziewczyną, a więc jakieś załamanie z powodu utraconej miłości też nie wchodzi w grę. Naprawdę nie wiem, dlaczego się powiesił.
Dorota Kindela i Jadwiga Warowna, kolejne lokatorki baraków, nie potrafią ukryć wzruszenia, gdy mówią o Damianie.
– Zawsze pomagał. Był grzeczny i uczynny. Nosił wiaderka z wodą ze studni, która stoi przy domu – słyszymy. – W tym dniu, w którym się powiesił, Damian był przed południem u nas. Na nic się nie skarżył. Być może był tylko jakby taki przybity i zamknięty w sobie.
Dorota Dośpiał, matka Damiana, także mówi o zmienionym nastroju syna.
– Czegoś się bał. W pewnym momencie usłyszałam od niego, aby dzwonić na policję. Mówił coś o swoich kolegach. Odparłam, że nic złego się nie stanie. Potem powiedział, że musimy uciekać. Krótko po tym wyszedł z mieszkania.
Damian, po rozmowie z matką, poszedł do ubikacji. Wziął ze sobą ćwiartkę wódki.
– Znalazł go sąsiad. Wisiał na sznurowadle – mówi zapłakany Paweł Kałużny, sąsiad samobójcy. – Szybko go odciął i zadzwonił na pogotowie. Jeszcze żył, gdy karetka zabierała go do szpitala.
Niestety, chłopaka nie udało się uratować. Zmarł w szpitalu na drugi dzień.
Czego się przestraszył Damian? Czy jego „koledzy” grozili mu?
– Jeżeli chłopak powiedział do matki, żeby uciekać, to z pewnością musiał się porządnie wystraszyć – twierdzi P. Kałużny. – Znam tych kolesi z którymi Damian czasami się spotykał. Jeden z nich jest nieobliczalny – ma ksywkę „Oczko”. W ubiegłym roku wyszedł z więzienia. Jest jeszcze kumpel ze szkoły Damiana „Harry” i dużo starszy „Morus”. Nie przypuszczam, żeby poszło o jakieś długi. Na pewno sprawdzimy ze znajomymi, o co poszło i czy był jakiś konflikt.
Matka Damiana powiadomiła prokuraturę o groźbach kierowanych w stosunku do jej syna. W tej sprawie ma niedługo złożyć zeznania.
Do kolejnego dramatu doszło na ul. Maszkowskiej. Na podwórku powiesiła się 24-letnia dziewczyna. Zostawiła list pożegnalny. Jak się dowiedzieliśmy, nie napisała w nim o powodach swojego desperackiego kroku.
– Dziewczyna powiesiła się na sznurku, przy ogrodzeniu posesji. W bardzo intymnym, osobistym liście pożegnała wszystkich swoich bliskich. Nie wytłumaczyła swojej decyzji – informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
(stop)
GQ / 22 lutego 2016
Bo nie maja wsparcia w rodzinie i przyjaciołach.