Ogień błyskawicznie zajął dom
O ogromnym szczęściu mogą mówić lokatorzy domu przy ul. Belwederskiej, który zaczął się palić z powodu nieostrożnego kładzenia papy. Płomienie szybko strawiły drewniany dach a następnie rozprzestrzeniły się na parterze. Lokatorzy w popłochu uciekali z budynku. Nikt nie zginął, ale w wyniku pożaru mieszkańcy stracili dorobek całego swojego życia.
Ponad dwustuletni dom spłonął jak zapałka pozostawiając lokatorów bez schronienia.
Właścicielką domu jest 80-letnia kobieta, która tydzień przed pożarem miała udar, już drugi. Utrata domu jest dodatkowym ciosem dla schorowanej łęczycanki. Trudno jej się również pogodzić z przyczyną pożaru. – Pracownicy kładli papę na dachu, mieli specjalny palnik. Przed południem przyszli, żeby mi powiedzieć, że na dachu jest gniazdo os. Chciałam dać im specjalny płyn, żeby wypłoszyć owady, ale powiedzieli, że sobie poradzą. Dowiedziałam się, że podpalili gniazdo i od niego zaczął się pożar. Na początku razem z sąsiadem z pobliskiego bloku sami próbowali gasić ogień, ale nie dali rady – usłyszeliśmy od Barbary Uchman, właścicielki spalonego domu. – Nie będę nikogo obwiniać. Domu już nie odbuduję, nadaje się tylko do rozbiórki. Szkoda, bo to był 200-letni zabytek.
Oprócz pani Barbary, w 160-metrowym domu mieszkało dwóch mężczyzn. Włodimir Logvinenko z Ukrainy i Tomasz Kupiecki. W zamian za pomoc w pracach domowych i drobne remonty właścicielka udostępniła im mieszkania. Teraz mężczyźni nie mają gdzie pójść. – Mieszkałem w domu pani Basi, byliśmy jak rodzina, we wszystkim pomagaliśmy. Teraz nie mamy nic. Nie wiem, gdzie będę teraz mieszkał. W ostateczności wrócę do rodziców, ale tam w dwupokojowym mieszkanku nie ma dla mnie miejsca. Ojciec i brat nadużywają alkoholu, wujo jest niepełnosprawny. Najwyżej będę spał na podłodze – opowiada T. Kupiecki. – Jestem pod stałą opieką lekarską, bo przechodziłem operację trzustki, nie mogę na razie podjąć pracy, jest bardzo ciężko. Dzisiaj rozegrał się tutaj dramat. Nie wiem, co będzie dalej. Myślę, że złożę wniosek o przyznanie lokalu socjalnego, nie mam innego wyjścia. Liczę na pomoc.
Przy zgliszczach domu spotkaliśmy pracowników MOPS-u. – Byliśmy już tu dzisiaj cztery razy. Musimy pomóc tym ludziom. Na dzisiejszą noc załatwiliśmy dla wszystkich nocleg w bursie szkolnej. Problem polega na tym, że na weekendy jest zamykana – mówi Iwona Porczyńska, kierownik MOPS w Łęczycy. – Przyszłam osobiście, bo dla nas najważniejsze jest, żeby te osoby miały gdzie spędzić weekend. Po rozmowach okazało się, że właścicielka domu będzie nocować u znajomej, mężczyźni jednak nie mają, gdzie spać w sobotę i niedzielę. W piątek z samego rana poinformuję burmistrza o konieczności zapewnienia schronienia dla dwóch panów. Na pewno nie zostawimy nikogo bez pomocy.
Zgłoszenie o pożarze trafiło do łęczyckiej straży około godziny 11. Akcja trwała do późnych godzin popołudniowych. Wzięło w niej udział dziewięć zastępów, zarówno JRG jak i OSP z terenu powiatu. Po opanowaniu żywiołu trwało dogaszanie i prace rozbiórkowe. W Łęczycy tak poważnego pożaru nie było już dawno. Walka z ogniem na ulicy Wrzosowej, która rozegrała się dwa tygodnie wcześniej była zdecydowanie łatwiejsza, choć wówczas zagrożona była matka z 3,5-letnią córką.
tekst i fot. (mr)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.