Krytyka podłęczyckiego zajazdu
Ślub to duże przeżycie, związane z nim wesele również. Młodym i ich rodzinom zależy, aby wszystko wyszło jak najlepiej. W sytuacji, gdy ustalenia zaczynają się sypać tuż przed uroczystością i staje się ona dużym znakiem zapytania, pojawia się problem. Nerwy i stres udzielają się wszystkim zainteresowanym stronom.
Przed poważną decyzją stanęli Aneta Buczyńska i Błażej Kujawiński, którzy przez problemy związane z organizacją swojego wesela musieli w ostatniej chwili zrezygnować z umówionej sali i szukać nowego lokalu do przyjęcia gości.
– Zdecydowaliśmy się rozwiązać umowę z zajazdem, w którym miało odbyć się wesele. Zrobiliśmy to, ponieważ właściciele nie byli w stanie określić ostatecznej ceny do trzydziestu dni przed datą wesela, co było wyraźnie określone w umowie – informuje Aneta Buczyńska, przyszła panna młoda. – Z każdą kolejną rozmową z właścicielami okazywało się, że będziemy musieli ponieść jakieś dodatkowe koszty. To niedorzeczne. Nie byliśmy przygotowani, żeby w ostateczności zapłacić 200 % ceny pierwotnie określonej w umowie – dodaje. – Gdy właścicielka poinformowała nas, że trzeba będzie dodatkowo zapłacić za korzystanie z zastawy stołowej, postanowiliśmy zakończyć tę dziwną współpracę – słyszymy od Błażeja Kujawińskiego.
Młodzi ludzie czują się oszukani przez właścicieli zajazdu, w którym mieli uczcić uroczystość zaślubin. Zarzucają im nieuczciwość, brak konsekwencji w podejmowaniu decyzji i rzetelności. Dodatkowo – ich zdaniem – ludzie ci są niesympatyczni i bardzo trudno jest się z nimi porozumieć.
W rozmowie telefonicznej właściciele zajazdu poinformowali nas, że to państwo, którzy chcieli wynająć sale byli niepoważni, bo nikt nie rezygnuje na dwa tygodnie przed weselem.
– Moim zdaniem państwo zrezygnowali, bo nie chcieli zapłacić za wynajęcie pokoi dla gości, a miałoby ich to kosztować 500 zł. W tej cenie mieliby też przedłużenie korzystania z sali aż do wtorku wieczorem po weselu. Oburzyło ich też, że w opłatę wliczone były również poprawiny, o których wcześniej nas nie poinformowali. Na ich decyzji o rezygnacji nasza firma jest stratna, bo przepada nam termin, teraz nie znajdziemy już żadnych klientów na ten dzień – usłyszeliśmy od właścicieli.
Po rozwiązaniu umowy pojawił się kolejny problem, a mianowicie zwrotu zaliczki. Kwota wynajęcia sali na umowie wynosiła 3000 tys. zł, zaliczka według zapisu powinna stanowić 10 % całej kwoty, a więc 300 zł. Państwo młodzi zapłacili zaliczkę w wysokości 1000 złotych.
– Będziemy walczyć o zwrot 700 zł, bo właściciele zajazdu nie ponieśli żadnych kosztów. Nie domagamy się zwrotu tych 300 zł, bo jest to kwota wynikająca z umowy i w przypadku jej rozwiązanie zaliczka nie zostaje zwracana. Te 700 zł, to pieniądze, które przydadzą się dzieciom podczas organizacji wesela – tłumaczy Katarzyna Kujawińska, mama pana młodego.
– Złożyliśmy już skargę i prośbę o sprawdzenie rzetelności rozliczania się właścicieli firmy z Urzędem Skarbowym. W naszej opinii osoby te w sposób niezrozumiały prowadzą swój interes – sugeruje pani Katarzyna.
Właściciele zajazdu nie mają sobie nic do zarzucenia i nie obawiają się kontroli z Urzędu Skarbowego, nie zamierzają również zwracać zaliczki.
– Niech ci państwo zapomną o zwrocie zaliczki. 1000 zł, które zostało pobrane nie będzie zwrócone nawet w tych 10 %. Niech się nie dziwią, bo żadne firmy nie zwracają zaliczek, jeżeli ktoś rozwiązuje umowę na 10 dni przed terminem jej wykonania. Jest to niepoważne podejście – usłyszeliśmy od właścicieli.
Na szczęście młodej parze udało się znaleźć inne miejsce na zorganizowanie swojego wesela, choć jak przyznają odbędzie się ono w gorszych warunkach lokalowych, ale przynajmniej w sympatycznej atmosferze bez problemów z finansami.
(MR)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.