Duchy istnieją – mówią nasi rozmówcy
Dzisiaj pani Małgorzata M. (nazwisko do wiadomości red.) z dużym poczuciem humoru wspomina swoją „przygodę z duchami”. Do śmiechu jednak jej nie było, gdy wprowadziła się do mieszkania przy ulicy Konopnickiej. Nowe gniazdko zostało zakupione od miłej staruszki, która po stracie męża postanowiła się wyprowadzić.
– Horror przeżywałam przez cały rok – mówi pani Małgorzata. – Przeprowadziliśmy się do nowego miejsca, nikogo nie znałam. Na remont jeszcze nie było nas stać, więc niektóre trzaski mogłam sobie wytłumaczyć starym mieszkaniem, ale sygnały były zbyt wyraźne, aby się oszukiwać. Mieliśmy w domu ducha!
Niesamowite zdarzenia, o których opowiada pani Małgorzata wywołują gęsią skórkę. Skrzypienie, miauczenie, odgłos kroków, cienie na ścianach to nie jedyne „strachy”, z którymi przyszło się jej zmierzyć.
– Bałam się zostawać sama w domu – opowiada. – Najgorszy był odgłos płaczu dziecka. Początkowo myślałam, że sąsiedzi zza ściany mają dzieci, ale okazało się, że nie. Zaczęłam więc rozpytywać o poprzednich lokatorów. Przypomniało mi się, że staruszka informowała nas, że w mieszkaniu zmarł jej mąż i prosiła o zapalenie czasem na jego grobie znicza. Niestety nie wiedziałam, gdzie się znajduje i tego nie uczyniłam. Jeden z sąsiadów, przypuszczam, że dla żartu, postraszył mnie, że blok stoi na starym górniczym cmentarzysku. Dolał oliwy do ognia.
Z opowieści wynika, że duch stawał się coraz bardziej dokuczliwy. Nie poprzestał na „szuraniu”, ale zrzucał drobne przedmioty na podłogę, a nawet szarpał drzwiami. Pani Małgorzata postanowiła skończyć ten koszmar raz na zawsze.
– Zaczęłam rozpytywać rodzinę i znajomych, co się robi w takich wypadkach. Podpowiedzi były różne. Ktoś z rodziny zasugerował, że to może być zbłąkana dusza, a najlepszym rozwiązaniem na jej przegonienie jest bluźnierstwo, a przez nie zawstydzenie zmarłego – opowiada szeptem kobieta. – Tak więc za każdym razem, gdy coś się działo, miałam koszmar lub czułam obecność „obcego”, po prostu – wstyd się przyznać – bluźniłam. I poskutkowało. O radę prosiłam też księdza, który poświęcił mieszkanie i powiedział, że jeśli sytuacja się nie uspokoi wezwiemy egzorcystę. Na szczęście nie było to konieczne…
– To możliwe, że osoba zmarła przychodzi do bliskich i daje o sobie znać. Zmarły istnieje, tylko w innym świecie, który pozostaje dla nas tajemnicą. O istnieniu życiu po życiu świadczą nauki Pana Jezusa. Stary Testament pełen jest takich przykładów – mówi proboszcz parafii św. Andrzeja w Łęczycy, ks. Sławomir Sobierajski. – Od kiedy znalazłem się w tej parafii nie miałem informacji o nękaniu ludzi przez duchy. Ale zdarzały się przypadki, w innych parafiach, kiedy proszono mnie np. o modlitwę.
(berk)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.