Dramat obok komisariatu. Policjant nie pomógł
Klaudia Kałuża do dziś wspomina dramatyczną sytuację do której doszło na przystanku blisko komisariatu policji w Ozorkowie. 4-miesięczne dziecko wypadło z nosidełka podczas wsiadania do autobusu. Siostra matki malucha pobiegła do komisariatu i błagała dyżurującego funkcjonariusza o pomoc. Policjant – jak usłyszeliśmy – nawet nie wyszedł z budynku.
– Jak tak można? – nie kryje rozżalenia pani Klaudia. – Przecież to powinien być ludzki odruch, aby w takim momencie pomóc. Aż trudno w to uwierzyć, żeby policjant wykazał się takim lekceważeniem.
Siostra matki 4-miesięcznego chłopca jest również zbulwersowana zachowaniem policjanta.
– Wbiegłam do komisariatu i błagałam policjanta, żeby nam pomógł. Policjant wydawał się być obojętny, zapytał „w czym mam pomóc?”. Powiedziałam, że dziecko wysunęło się z nosidełka i spadło na drogę uderzając główką w asfalt. Stwierdził, że nie wie, jak może nam pomóc. Zapytałam, czy ma przeszkolenie z pierwszej pomocy. Wtedy policjant zaczął wymachiwać rękami, twierdząc, że nie ma takiego przeszkolenia. Niestety, policjant nawet nie wyszedł z dyżurki.
Z pomocą przyszedł jeden z mieszkańców.
– Zaproponował nam, że zabierze nas samochodem do szpitala. Jakubek w szpitalu miał wykonane badanie USG i konsultację neurologiczną i okulistyczną. Na szczęście, upadek zakończył się jedynie powierzchownym urazem głowy. W szpitalu byliśmy 2 dni.
Podkom. Magdalena Nowacka, rzecznik policji w Zgierzu, potwierdza, że skarga wpłynęła do Komendy Powiatowej Policji w Zgierzu.
– Obecnie postępowanie skargowe jest w toku i ustalane są wszelkie szczegóły konieczne do pełnego wyjaśnienia sprawy. Wstępne ustalenia jednak wskazują, że funkcjonariusz pełniący tego dnia służbę chciał wezwać pogotowie ratunkowe na miejsce, na co kobieta z dzieckiem po prostu opuściła budynek komisariatu – mówi M. Nowacka.
Pani Klaudia napisała również skargę do przewoźnika.
– Uważam, że kierowca autobusu zachował się nagannie. Nie zatrzymał się blisko krawężnika, a ok. 1,5-metra od niego. Poza tym nie wysunął podjazdu, aby ułatwić wejście z wózkiem do autobusu. Dlatego, po przechyleniu wózka, synek pomimo zapiętych pasów, spadł na asfalt z wysokości metra. Kierowca nie zainteresował się wypadkiem, nie zaproponował udzielenia pomocy. Po prostu odjechał, jakby nic się nie stało.
„Zatoczka, o której mówi pasażerka, nie jest przystosowana do 18 metrowego autobusu. Poza tym krawężnik jest zbyt niski. Rozmawialiśmy z kierowcą, który świadczył ten przewóz i faktycznie nic nie widział w lusterku, ponieważ autobus stoi w tej zatoce skręcony przodem w lewo. Niemniej jednak przepraszamy panią bardzo serdecznie, zobowiązujemy się dołożyć wszelkich starań, aby do takiej sytuacji nie doszło nigdy więcej” – czytamy w odpowiedzi BP Tour.
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.