Czy w „Łęczycance” dojdzie do rozłamu?
Jeszcze nigdy w historii istnienia spółdzielni mieszkaniowej nie było podobnych pomysłów. Niektórzy mieszkańcy chcą wyodrębnienia z „Łęczycanki” drugiej spółdzielni, która nosić ma nazwę „Konopnicka”. Wśród zwolenników tych zmian jest m.in. były wiceprezes spółdzielni (który zasiadał w zarządzie w latach 1999-2009) wraz z niektórymi członkami obecnej rady nadzorczej.
Kilka dni temu do zarządu „Łęczycanki” trafiło pismo od kilkunastu spółdzielców. Chcą, aby podczas walnych przedyskutować a następnie przegłosować punkt dot. wydzielenia z zasobów i majątku spółdzielni nowego zrzeszenia pod nazwą „Konopnicka”. Nowa spółdzielnia miałaby reprezentować interesy mieszkańców m.in. z nieruchomości przy ul. Konopnickiej, Zachodniej, Dominikańskiej, Wojska Polskiego i Kaliskiej.
Obecnie pismo jest analizowane przez zarząd.
– Na pewno nie będziemy blokować tej inicjatywy, choć muszę przyznać, że kompletnie nie rozumiem tego pomysłu – mówi Jarosław Pacholski, prezes „Łęczycanki”. – Rozpatrujemy ten wniosek przede wszystkim pod względem formalno – prawnym. Punkt może wejść pod obrady na walnych, ale musi być zgodny z ustawą o spółdzielniach mieszkaniowych i prawem spółdzielczym.
Czy prezes spodziewał się takiej inicjatywy części spółdzielców?
– Doprecyzujmy, inicjatywy dwunastu członków, którzy podpisali się pod tym wnioskiem. Oczywiście, że się nie spodziewałem. Jest to dla mnie bardzo duże zaskoczenie. Tak poważna sprawa powinna być poddana szerokim konsultacjom wśród członków. Wniosek według mnie jest próbą rozłamu spółdzielni. Należałoby się zastanowić również, czy nie jest działaniem na jej szkodę. Wcześniej w tej sprawie nikt z zarządem nie rozmawiał, temat ten nie był poruszany podczas posiedzeń rady nadzorczej, w których uczestniczyli również członkowie spółdzielni podpisujący się pod tym wnioskiem. Oczywiście takie konsultacje i rozmowy nie są obowiązkiem. Zadajmy sobie jednak pytanie: czy nie powinny się odbyć?
Szef „Łęczycanki” uważa, że podział spółdzielni mieszkaniowej jest fatalnym i kosztownym pomysłem.
– Koszty byłyby bardzo duże. Według mojej wiedzy sporządzenie aktów notarialnych, ustalenie wielkości zobowiązań i należności wraz z ich podziałem, policzenie obciążeń poszczególnych nieruchomości, ustalenie wielkości poszczególnych funduszy celowych, wycena księgowa majątku i prawdopodobnie wiele procesów sądowych kosztować może nawet kilkaset tysięcy złotych i trwać do kilku lat. Za podział zapłaciliby wszyscy spółdzielcy. Pytanie tylko, po co to robić lub komu i czemu taki podział ma służyć?
No właśnie. Jakie przesłanki kierowały spółdzielcami i niektórymi członkami rady nadzorczej?
– Na te pytania padną odpowiedzi podczas walnych, ale to naturalne, że chcielibyśmy mieć realny wpływ na gospodarowanie w mniejszej spółdzielni – usłyszeliśmy od członkini rady. – To nie jest tak, że te pomysły związane z podziałem spółdzielni mieszkaniowej nie były dyskutowane na posiedzeniach rady nadzorczej. Rozmawialiśmy o tym i uprzedzaliśmy, że może dojść do takiej sytuacji.
Waldemar Augustyniak, przewodniczący rady, mówi zupełnie co innego.
– Nie pamiętam, aby takie rozmowy były prowadzone. Dla mnie pomysł z podziałem spółdzielni jest nowością i na dodatek destruktywnym działaniem. Nie po to się połączyliśmy walcząc z poprzednim zarządem na czele z panią Chodorowską, aby teraz się dzielić.
„Łęczycanka” jest największą spółdzielnią mieszkaniową w mieście. Zrzesza ponad 3 tysiące rodzin. W tym roku walne zebrania członków spółdzielni odbędą się w hali przy gimnazjum 25 i 26 czerwca. Będzie gorąco…
tekst i fot. (stop)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.