Bunt w szkołach! Nie chcą takich obiadów…
Niesłone ziemniaki, kompot bez cukru czy gotowana ryba bez przypraw to tylko niektóre przykłady posiłków, które od września są serwowane dzieciom w przedszkolach i szkołach. Najmłodsi grymaszą, rodzice narzekają, a szkolne kucharki załamują ręce. Ministerstwo zdrowia chce odchudzać polskie społeczeństwo zaczynając od maluchów. Wygląda na to, że skutecznie, bo dzieci obiadów pozbawionych smaku w ogóle nie chcą jeść.
Od nowego roku szkolnego z kuchni zniknęły m.in. sól i cukier. Smażone potrawy mogą być serwowane maksymalnie raz w tygodniu, na minimum jeden obiad w tygodniu musi być podana ryba, zamiast tradycyjnego kompotu do picia dzieci otrzymują soki bez cukru i bez konserwantów w dodatku w ilości nie większej niż 200 ml. Niedoprawione obiady dzieciom nie smakują.
– Nie wprowadziliśmy nowych przepisów od razu. Staraliśmy się stopniować dzieciom ilość soli i cukru, najpierw zmniejszyliśmy je o połowę, po czym znów minimalizowaliśmy ich ilości. Mimo to dzieci narzekały, że potrawy są niesłone czy niesłodkie. Nie dziwię się, kto chciałby jeść nieosolone ziemniaki. W naszej szkole z obiadów korzysta 284 dzieci. Już pojawiają się głosy od rodziców, że jeśli ich pociechy nie będą zjadać obiadów, to po prostu z nich zrezygnują. Nie widzą sensu płacenia za posiłek, który dziecko zostawi – wyjaśnia Anna Czekalska, zajmująca się m.in. układaniem jadłospisu w SP nr 3 w Łęczycy. – Jak najbardziej popieram zdrowe żywienie dzieci, ale na pewno nie zgadzam się z nową ustawą. Pewne składniki można ograniczyć, ale ich wyeliminowanie jest niemożliwe przy zachowaniu smaku potrawy. Ustawa pozbawiła nas możliwości podawania zróżnicowanych i urozmaiconych posiłków. Dzieci najbardziej lubią kotlety schabowe i mielone, a jeśli tylko raz w tygodniu mogę podać smażoną potrawę i jest nią zazwyczaj ryba, bo nikt nie zje ryby gotowanej, to kotletów już usmażyć nie możemy. Zabronione jest też np. używanie kukurydzy konserwowej, bo zawiera cukier, a do surówek bardzo pasowała.
W rozmowach z rodzicami uczniów, potwierdzają się głosy niezadowolenia. Najczęściej pojawia się argument finansowy. Po co płacić za obiad, którego dziecko nie zje, bo mu nie smakuje. Do jedzenia przecież zmuszać nikt nie będzie. Obiad w łęczyckiej „trójce” kosztuje obecnie 4,20 zł. Nie jest wykluczone, że cena może być wyższa.
– Produkty wyeliminowane można zastępować innymi, zdrowszymi i oczywiście droższymi. Zamiast zwykłej soli dopuszcza się stosowanie w niewielkich ilościach soli morskiej. W miejsce cukru na półkę można postawić miód. Kupne soki również są droższe – podkreśla A. Czekalska. – Póki co nie podnosimy ceny obiadu, zobaczymy jak będzie później. Na razie mamy jeszcze zapasy i drobne nadwyżki finansowe, ale obawiam się, że podwyżka może nastąpić, wówczas część z rodziców będzie miała kolejny argument, żeby zamiast obiadu po prostu dać dziecku do szkoły kanapkę.
Szkoda, że ministerialna ustawa nie wzięła pod uwagę smaku nieprzyprawionych, mdłych posiłków. O ile część dzieci zamiast obiadu w szkole, może zjeść go w domu, o tyle dla uczniów z najuboższych rodzin obiad w szkole często jest jedynym ciepłym posiłkiem.
(ms)
BRAK KOMENTARZY
Przepraszamy, formularz komentarzy jest obecnie zamknięty.